Krzyś startował w wyścigu na dwie pętle, ja postanowiłam, wzorem zeszłego roku wyruszyć na trasę i zrobić jedno kółeczko. Ale tym razem przygotowałam się lepiej, zabrałam ze sobą plecak na aparat i robiłam zdjęcia w dwóch miejscach trasy. Najprawdopodobniej udało mi się złapać wszystkich uczestników wyścigu (tych, których nie zasłonili koledzy z grupy). Było totalnie zimno - wg Garmina temperatura miejscami spadała do 11 stopni. Na płaskim odcinku wiało i to dość mocno, nachylenia na krótkich ściankach pierwszego odcinka sięgały 20%. Ale było całkiem fajnie - za rok będę myśleć, czy przypadkiem nie wystartować już w samym wyścigu.
Na rozgrzewkę po przyjeździe do Wisły Salmopol najpierw w górę, później w dół do Szczyrku i znowu w górę. Kilka zdjęć z Krzysiem na szczycie i zjazd do Wisły.
Padało. Od połowy trasy lało. Ale było ciepło. Chyba to lubię - ten sezon okazuje się na razie łaskawy - zmokłam tylko na Pięknym Zachodzie na 10 km przed Karpaczem, gdzie w przepaku miałam ciuchy na zmianę. I dzisiaj zmokłam. Ale było w sumie dobrze. Tylko pod koniec mimo że łańcuch był mokry, to był suchy. I miałam błoto na plecach - prace rolne, te sprawy :D Ale tempo spoko, tętno bardzo spoko, więc luz. A jutro Wisła, Wisła, GÓRY!!! Będzie cudnie...
Do pracy zmarzłam mimo bluzy i długich spodni, było 12 stopni! Po pracy się upociłam totalnie, ale było fajnie - szybko, z wiatrem i pod wiatr (już słabszy niż przez te kilka ostatnich dni). Lata pragnę, takiego prawdziwego, jak było...tej wiosny ;)