Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2017

Dystans całkowity:1021.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:48:38
Średnia prędkość:21.00 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:36.48 km i 1h 44m
Więcej statystyk

Sylwestrowy wjazd na Ślężę

Niedziela, 31 grudnia 2017 · Komentarze(5)
Za mną bardzo intensywny czas. I zakończenie ma intensywne. Po zmianie planów Świąteczno-Sylwestrowo-życiowych trzeba było znaleźć alternatywne zakończenie dla tego roku. Postanowiłam więc wjechać na Ślężę w ramach imprezy zorganizowanej prze Bartosza Huzarskiego. Podrzuciłam pomysł także koledze z pracy, który się do tej idei zapalił i we dwójkę ruszyliśmy dziś rano z Wrocławia do Sobótki na zbiórkę. Żmudny wjazd po błocie i kamieniach wśród minimum kilkudziesięciu innych podobnych nam zapaleńców, totalnie ciepła, mimo chłodu, atmosfera na szczycie, szaleńczy (jak dla mnie) zjazd w dół. Jak mój kolega stwierdził – w takich imprezach najfajniejsze jest to, że niby niemal nikogo nie znasz, a i tak wszyscy jesteście kumplami. Kiełbasa z ogniska dawno mi tak nie smakowała jak na szczycie Ślęży, którą chciała zdobyć już od pół roku. Było pięknie. Szczególnie, że tym wyjazdem zdobyłam także pewien challenge.
.

W czasie świąt jakiś głos (i to wcale nie w mojej głowie) stwierdził „Ej, dasz radę, zrób Raphe 500!”, a z tym głosem to jest tak, że dotychczas, jak stwierdzał, że dam radę, to dawałam. Zagryzłam więc zęby, zacisnęłam dłoie na kierownicy i jechałam, a głos mnie wspierał (dziękuję!). I dojechałam. Zrobiłam to, mimo kilku przeciwności losu dokonałam tego – podjęłam się wyzwania i podołałam mu – zaliczyłam The Rapha #Festive500. I nie będę kokietować, że „co to dla mnie – 80 km?! Drobiażdżek!” Latem, przy długim ciepłym dniu – jasne, nie ma sprawy, 8 dni po kilkadziesiąt kilometrów to nic takiego. Ale wiatr, zimno, upadek, szybkie ciemności mnie zmęczyły. Do tego trzeba pamiętać, że pierwsze trzy dni jeździłam w górach, kolejne cztery godziłam rower z 8 godzinami na nogach w pracy, a ostatniego dnia zdobyłam szczyt. Jestem z siebie dumna. Zmęczona, ale dumna. Udowodniłam sobie, że potrafię znaleźć w sobie siłę. I to jedno z moich noworocznych postanowień. Mam dwa: siła i konsekwencja.

To był długi rok, obfitujący w wydarzenia. Wiele się w tym czasie zmieniło – począwszy od mojego stanu cywilnego i nazwiska (krok w tył), poprzez zmianę miejsca zamieszkania (krok w przód), usamodzielnienie się (kolejne dwa kroki w przód), aż po mocną, jak na mnie jazdę (epokowy skok). Jakby nie patrzeć wychodzi na plus. To był dobry rok. Niezależnie od kilku niepowodzeń, gorszych dni i rozczarowań, był dobry. Pełen radości, dobrych emocji, jasnych dni. Ten nadchodzący też takim uczynię. A nawet lepszym – uniezależniając swoje szczęście i radość od innych.

Dziś dzień dla mnie. Najpierw zdobywam szczyty, kończę robić porządek w swojej głowie – przez te 8 dni dużo miałam na to czasu w samotności na dwóch kółkach – i w pokoju – głupio wejść w Nowy Rok z uporządkowaną głową i bałaganem w mieszkaniu. A później będę jeść dobre rzeczy, czytać dobre książki i długo spać. A jutro znów wsiądę na rower witać kolejny rok pełen szans.

Ten rok był dla mnie długi, ale paradoksalnie wciąż za krótki...

Praca i znów po pracy

Sobota, 30 grudnia 2017 · Komentarze(0)
Słońce świeciło dziś przepięknie...dopóki nie wyszłam z pracy, bo wówczas postanowiło schować się za chmurami i już nie wyjść, nawet na zachód. W związku z tym dużo szybciej niż wczoraj zrobiło się szaro-buro i trzeba było zapalać lampy. Całe szczęście - mam co zapalać - ja widzę drogę, sama też chyba jestem całkiem dobrze widoczna. 
Było przede wszystkim zimno - poniżej 0, kałuże oczka wodne, bajora przy drodze były pozamarzane. Zmarzły mi stopy i dłonie. Ale nie było źle. Jutro za to znowu wczesna pobudka (ale już nie o 4, a trochę później) i zdobywanie pewnego szczytu! <3 

Praca i 80 po pracy

Piątek, 29 grudnia 2017 · Komentarze(0)
Znowu przemarzłam, ale udało mi się złapać też trochę słońca. Chylącego się wprawdzie ku zachodowi, ale jednak. Nie było mokro, więc nie było powtórki z wczorajszych dramatów, chociaż stopy zmarzły mi dość mocno. Spory fragment pod zimny nieprzyjemny wiatr, ale za to do domu z wiatrem - zdecydowanie szybciej minął mi powrót. 
A po rowerze drugie w tym tygodniu podejście do pieczenia kokosanek - tym razem z dodatkami. Jutro za to sernik czekoladowy i będę szczęśliwym człowiekiem :D 

praca i po pracy

Czwartek, 28 grudnia 2017 · Komentarze(0)
Postanowiłam podjąć się wyzwania Rapha 500 na Stravie. Wobec tego śpię, pracuję, jeżdżę i tak w kółko. Niewiele więcej. Jaka więc była moja złość i rozczarowanie, gdy dziś przemarznięta i przemoczona w połowie trasy odkryłam, że Strava nie rejestruje. 30 km przy tak ograniczonym czasie i niskich temperaturach to wbrew pozorom nie tak mało. Na szczęście w domu sytuację udało się uratować, ale druga połowa trasy upłynęła mi na rozmyślaniu co z tym fantem zrobić. 
Ogólnie przemarzłam, przemokłam i się powściekałam. Ale po gorącej kąpieli zeszło.


Przed pracą/po pracy

Środa, 27 grudnia 2017 · Komentarze(0)
To był długi dzień.
Najpierw wczesna pobudka, śniadanie,ogarnięcie się i 28 km przed prac w promieniach słońca, które dopiero wstało. 8 godzin w pracy. Przemiła niespodzianka tuż po. Kolejne 28 km, tym razem już w zupełnych ciemnościach, ale na spokojnie, z dobrym światłem, swoim tempem, bocznymi drogami.
Słodkości na noc, kokosanki na jutro, jadę dalej. ;) 
Do końca roku plan jest, a dalej się zobaczy.

Ostatni raz w górach

Wtorek, 26 grudnia 2017 · Komentarze(0)
Drugi dzień świąt okazał się dla mnie mniej szczęśliwy. Wyszłam z domu, gdy słońce dopiero wychylało się zza szczytów. Wiał jeszcze silniejszy wiatr niż w poprzednie dni, ale miałam dużo czasu, niebo było bezchmurne, można było jeździć. I jeździłam. Do 16 kilometra, kiedy to wyłożyłam się w płynącym po drodze strumieniu, którego brzegi okazały się być zmarznięte. Zdarłam i stłukłam oba kolana, przemoczyłam rękawiczki. Byłam totalnie wściekła. Ochłonęłam chwilę na pobliskim przystanku i niechętnie ruszyłam do domu. Kolana nieustannie krwawiły i kilkukrotnie musiałam stawać, by odklejać spodnie od skóry. Zamiast 60-80 km zrobiłam niecałe 40, resztę dokręciłam z dworca do domu. 
Przynajmniej prędkość maksymalna wyszła ładna podczas zjazdu z domu - miałam wiatr w plecy (na powrocie...w twarz) i poleciałam lekko ponad 65 km/h. Ogólnie w czasie tych świąt zrobiłam 240 km. Trochę żal, że nie więcej.

Góry!

Poniedziałek, 25 grudnia 2017 · Komentarze(2)
Wiało dziś mniej, to trzeba było znaleźć inne wyzwanie. Pojechałam więc w góry. Spędziłam 5 słonecznych godzin przejeżdżając Grzbiet Kamieniecki z jednej strony na drugą. Najpierw z domu w dół do Rębiszowa, dalej Kłopotnica, Grudza i Stara Kamienica. Stamtąd już w górę do Kromnowa, skąd na Jelenią i do Piechowic, kawałek DK 3 w stronę Jakuszyc i powrót na górę - do Zimnej Przełęczy. Dalej Kopaniec, Kozia Szuja, Babia Przełęcz, Bobrowe Skały (gdzie nie odmówiłam sobie wejścia na górę) i znów Zimna Przełęcz. Zjazd do Kromnowa i Starej Kamienicy, kółeczko przez Nową i Małą Kamienicę, podjazd pod Bożą Górę w Antoniowie. Zjazd przez Chromiec, Kopaniec i Kromnów. Że Starej Kamienicy już prosto pod wiatr do domu. 1440m przewyższenia. Gdybym wiedziała, to podjechałabym jeszcze do sąsiada i zrobiła 1500 ;)
Pękło 9000 km w tym roku. 

Wigilijne góry

Niedziela, 24 grudnia 2017 · Komentarze(1)
Jak na zbawienie czekałam dziś na jasno. Wiało, ale nie padało. Chwilami myślałam, że zdechnę pod wiatr. 14-15 km/h na prostych, niewiele szybciej z górek. Ponad 1000 m przewyższenia. Gierczyn, Mlądz, Mirsk, Giebułtów, Czocha, Leśna, na około do Gryfowa, Młyńsko, Rębiszów, Kłopotnica, Grudza i do domu. 
Dużo życzliwości po drodze. I mimo że zimno, to było ciepło. 
Będzie w te święta jeżdżone, jedzone i odpoczywane. Dokładnie tak, jak należy. 
Tego i Wam życzę - aby było tak, jak być powinno. 

Niespodzianka od KD

Sobota, 23 grudnia 2017 · Komentarze(0)
Plan był trochę inny. Wsiąść do pociągu, dojechać z przesiadką w Jeleniej Górze do Rębiszowa, zostawić rodzicom bagaże i fruuu...na wycieczkę. W Jeleniej Górze okazało się jednak, że mojego pociągu nie ma, jest...busik. Do którego może nawet wszedłby mój rower, ale nikt więcej. Wobec tego z plecakiem, torbą i w grubej zimowej kurtce ruszyła w stronę domu. Zadzwoniłam do rodziców i umówiłem się z Tatą 10 km dalej, w Rybnicy. Tam wrzuciłam do auta bagaże, zmieniłam kurtkę na bluzę i postanowiłam resztę drogi pokonać rowerem. Były momenty, że żałowałam - wiał bardzo silny, zimny i porywisty wiatr, niemal całą drogę w twarz. Pod górki jechało się łatwiej, bo wzniesienia chociaż trochę osłaniały od wiatru. Na zjazdach musiałam naprawdę mocno dokręcać, żeby rower łaskawie jechał. W Starej Kamienicy uznałam jednak, że pojadę jeszcze do zamku. A później do Nowej Kamienicy, a stamtąd do Grudzy, wsi kilkudziesięciu kapliczek. Później już tylko Rębiszów, Mlądz i Gierczyn. Ostatni kilometr pod górę miałam z wiatrem. Chociaż tyle dobrego. :D 
Jutro pogoda ma być jeszcze gorsza... ale co to dla mnie? ;) 

Praca

Piątek, 22 grudnia 2017 · Komentarze(0)
Do pracy i z pracy, a jutro skoro świt na dworzec i cztery dni w górach! Byleby tylko pogoda opisała, to przekręcę parę km po okolicach...