Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2018

Dystans całkowity:1375.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:55:34
Średnia prędkość:24.75 km/h
Maksymalna prędkość:69.00 km/h
Suma podjazdów:10419 m
Maks. tętno maksymalne:231 (119 %)
Maks. tętno średnie:184 (94 %)
Suma kalorii:21335 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:50.94 km i 2h 03m
Więcej statystyk

Do mamusi

Środa, 20 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Coś mam pecha do tej trasy rok temu, tuż przed wyjazdem okazało się, że w ghoscie złapałam gumę i jechałam góralem, zapomniałam z pracy wiatrówki i w Jeleniej Górze zaliczyłam zderzenie z lampą. Tym razem gleba była wcześniej, więc od samego początku jechałam z bolącym lewym kolanem i prawą kostką. I z sakwami. Jechało się źle - co tu dużo pisać - po prostu. 

Praca

Wtorek, 19 czerwca 2018 · Komentarze(0)

praca

Poniedziałek, 18 czerwca 2018 · Komentarze(0)

Grand Prix Doliny Baryczy - Milicz, Via Dolny Śląsk

Niedziela, 17 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Kolejny z wyścigów cyklu Via Dolny Śląsk rozgrywał się w Miliczu. Dzień wcześniej zawodnicy, w tym Krzyś, startowali w Żmigrodzie - ja byłam w tym czasie w pracy. Ale z okazji wolnej niedzieli mogłam zawitać chociaż do Milicza. Tradycyjnie już dla tego cyklu na krótkim dystansie - tym razem dwa kółeczka po 16 km każde. Śniadanie i wyjazd z Wrocławia. Jedziemy ze sporym zapasem czasu - nie musimy się spieszyć, szczególnie, że nie ma potrzeby odwiedzać biura zawodów przed startem - świetne rozwiązanie! Dojeżdżamy na miejsce, spokojnie jemy spaghetti, ogarniamy rowery, ubieramy się, szykujemy. Jeszcze krótka rozgrzewka, ogarnięcie końcówki trasy i można stawać na starcie.
Start o 9:44 wraz z wszystkimi innymi Paniami - startujemy razem z ostatniej grupy. Krzyś poleciał o 9:30 w pierwszej grupie - jest już pewnie daaaleko. Ruszamy dość spokojnie - trzymam się z tyłu grupy, tętno na razie niskie, jak na mnie. Kilka km takiej trochę wycieczkowej jazdy - niby tempo po 30-32 km/h, ale równe, bez szarpania. Aż do bruku - ładna, prosta kosteczka, po której spokojnie można się rozpędzić. I przód się rozpędza. Jedna grupa się urywa, druga szaleńczo goni, 40 km/h na bruku. A później 40 km/h pod wzniesienie i...odpadam. Mam tę satysfakcję, że odpadłam, jako ostatnia z tych, które nie dojadą w grupie. Ale odpadłam. Chwilę jadę sama, jeszcze staram się gonić, ale to ponad moje siły. Przed końcem pierwszego kółka dogania mnie Iwona z TriActiv i od tej pory jedziemy razem po zmianach. Staram się, by moje nie były wyraźnie słabsze, utrzymujemy wiec tempo powyżej 30 km/h cały czas. 
Na jednym ze wzniesień majaczą przed nami trzy sylwetki, moja towarzyszka pyta, czy to przypadkiem, nie jakieś dziewczyny, wytężam wzrok i rzucam, że to raczej "dziadki" z grupy przed nami. Zaczyna się gonitwa, do mety niecałe 10 km. Iwona narzuca mocniejsze tempo, ja staram się dotrzymywać jej kroku. Mocno bierzemy ostatni podjeździk i wyprzedzamy dwóch kolarzy, trzeci odjechał do przodu. Gonimy - tempo wciąż rośnie, zawodnik zauważa nas i sam przyspiesza. Iwona idzie, jak czołg, ja za nią. Dojeżdżamy do pomiaru czasu przed rozjazdem na metę tuż przed panem w stroju CCC, ale później moja towarzyszka macha mu, że ma jechać pierwszy - i tak jesteśmy już przed nim. Na metę wjeżdżamy razem powolutku po paskudnej kostce, między którą wchodzą opony (nawet moje.
Dziękujemy sobie za wspólną jazdę i odchodzimy do swoich zajęć - ja do auta, zahaczając jeszcze po drodze o znajomych, Iwona do swojej ekipy. Wstępuję też do biura zawodów po pakiet, w którym jest woda - mimo dość wczesnej pory już jest upał, a ze mnie aż cieknie. Gdy ogarniam się przy samochodzie przychodzi sms z pomiaru czasu. Jestem 3 w kategorii! Po raz pierwszy udaje mi się zdobyć podium w tym cyklu! Szczęśliwa i podekscytowana biorę aparat i idę czekać na Krzysia, który jedzie długi dystans - 6 kółek. Jemu też idzie bardzo dobrze - finiszuje jako 4 w swojej kategorii. Oboje zaliczamy awans w klasyfikacji ogólnej cyklu - ja chociaż na chwilę ląduję na 3 miejscu w kategorii! 
Ogarniamy się, idziemy zjeść przepyszny żurek, spotykamy Pana Andrzeja z Motocyklowej Grupy Medialnej Hornet i rozmawiamy chwilę.  To on towarzyszył mi na sporym odcinku Pięknego Zachodu. A później...na plażę. Baza wyścigu ulokowana została przy zalewie w Miliczu. Krzyś zna to miejsce, więc kazał zabrać strój kąpielowy i kocyk. Kilka leniwych godzin spędzamy na pluskaniu się w wodzie, opalaniu się, ja trochę czytam z krótką przerwą, by wskoczyć na podium. 
Do domu ruszamy, gdy na terenie bazy wyścigu już nie mal nie ma innych zawodników. Po drodze do domu wstępujemy jeszcze na burgery i soki. Udało mi się nieco wyrównać kolarską opaleniznę. To był bardzo dobry, ciepły dzień. W każdym sensie. 

STRAVA

praca

Sobota, 16 czerwca 2018 · Komentarze(0)

Kółeczko

Piątek, 15 czerwca 2018 · Komentarze(0)

Praca

Czwartek, 14 czerwca 2018 · Komentarze(0)

praca

Środa, 13 czerwca 2018 · Komentarze(0)

Piękny Zachód 2018

Sobota, 9 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Obszerna relacja na BLOGU.
Jestem szczęśliwa, dumna z siebie i pełna wdzięczności. Nie osiągnęłabym tego, gdyby nie LUDZIE:
Marcin, Krzysiek i Bartek z LTS Lębork, którzy przeciągnęli mnie przez jakieś 520 km. Przeżyli moje kryzysy, marudzenie, czekali w górach - mogli mieć czas lepszy o kilkadziesiąt minut i nie chodzi tu o poświęcenie, a o zwyczajne (lub nie) ludzkie dobro, sympatię i empatię. 
Pan Andrzej z Motocyklowej Grupy Medialnej Hornet - ciepło, poczucie bezpieczeństwa i pewności - jego towarzystwo było nieocenione.
Tomek, który w piątek zajął mi myśli swoimi opowieściami o bajecznych wyprawach i morderczych maratonach, w niedzielę wraz z Oskarem wyręczali mnie z konieczności chwalenia się własnym osiągnięciem, zaopiekował się i przypomniał o atmosferze maratonów, z czasów, gdy ja zaczynałam, a ona zaczynała się już kończyć.
Wszyscy dalsi i bliżsi znajomy, koledzy i przyjaciele od których otrzymywałam wiele wyrazów wsparcia - w social mediach, na żywo, czy przez telefon.
Rodzina, która nie ustaje w wierze w moje możliwości, wspiera i dopinguje. 
I przede wszystkim Krzyś - poganiacz leniwej buły, zaplecze sprzętowe, najlepszy motywator, który wierzył we mnie nawet wówczas, gdy ja wątpiłam. Człowiek, który nauczył mnie przekraczania granic własnej wytrzymałości, pokazał, że one istnieją dużo dalej, niż je wyznaczyłam. Ktoś, kto wspiera niezależnie od okoliczności, nie pozwala mi ustać w dążeniu do bycia wciąż lepszą i lepszą. 

Uznanie należy się również Organizatorom Pięknego Zachodu, którzy podjęli się tego ogromnego wyzwania - zorganizowania potężnego przedsięwzięcia na trzech dystansach, z których mój - 540 km - był najkrótszy.
Obsłudze OW Irena - za maksymalne zaangażowanie widoczne przez te kilka dni - poczułam się u Was niemal jak w domu, a miejsce jest urokliwe. 
Serwisowi Bike-Master za to, że mogłam martwić się wieloma rzeczami, ale nie musiałam stanem roweru. 

STRAVA