...dzień na rower. ;) Wolny, słoneczny, dość ciepły piątek. Postanowiłam się wyspać, więc wyjazd dopiero o 10 - najcieplej nie było, a wyszłam na krótko. Na szczęście temperatura wzrastała. Trasa znana - do Sobótki przez wioski, pętla w przeciwnym kierunku i do domu. Miało nie wiać, wiało. Chciałam szybciej, ale dzisiaj byłam lama i nie wyszło szybciej. Następnym razem wyjdzie. Okoliczności przyrody mnie zachwyciły - lubię wiosnę - tę taką, jak teraz - zieloną, soczystą i słoneczną. I zmieniającą się z dnia na dzień - te listki, których jeszcze przed chwilą nie było, te kwiaty, które jutro opadną z wiśni, ten zapach... no cudnie, no... STRAVA
Kolejny z wyścigów cyklu Via Dolny Śląsk. Ponownie w Sobótce. Po sobotnim maratonie chciałam tylko nie umrzeć na trasie. Udało się. Udało się nawet nie być ostatnią. To duży sukces. Nogi momentami kręciły, jakby chciały a nie mogły, głowa łapała zawiechy, ale przejechałam, w całkiem niezłym, jak na mnie czasie. Obawiałam się, że może być sporo gorzej. Wprawdzie udało mi się pomylić drogę (!) i stracić chwilkę na zawrócenie - akurat przed nowym dla mnie fragmentem trasy strażak majstrował przy strzałce, której nie zauważyłam i dopiero po chwili zorientowałam się, że powinnam była skręcić. Nowy podjazd całkiem spoko - kilkanaście procent na króciutkiej ściance - wczoraj dało mi się we znaki. Na parę km przed metą udało mi się siąść na koło panu z M4, który mnie wyprzedził. Uciekł mi dopiero na 1 km przed finiszem, gdy pociągnęła go krupka kilku szybszych kolarzy. Jestem zadowolona ze swojej formy, jest zdecydowanie lepiej, niż było. Teraz trochę odpoczynku przed kolejnymi zawodami - jest mi zdecydowanie potrzebny. STRAVA
Pierwszy maraton rowerowy z cyklu Supermaratonów w tym roku. Było szybko, męcząco i pięknie. Myślałam, że będzie zupełnie płasko - nie było. Miałam nadzieję na bezwietrzną, spokojną jazdę - wiało tragicznie. Więcej już wkrótce na blogu. STRAVA