Aaaa! Biję kolejne swoje rekordy. Ten maraton w połowie przejechałam samotnie, wykręciłam tak nieziemską średnią, że zastanawiam się, co będzie dalej (dalej będzie maraton górski, zejdziemy na ziemię, spoko). Pierwsze 70 km ze średnią ponad 30 km/h, więc było z czego tracić. Kolejne okrążenia zaczynane słabo, ale z czasem się rozkręcałam. A apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeszcze na początku tego sezonu widząc na liczniku utrzymujące się 24 km/h stwierdzałam, ze jest naprawdę super, przy 25 byłam w szoku. Teram przy 24 stwierdzam, że lama ze mnie i trzeba docisnąć, przy 25 zagryzam zęby i dopiero przy trzymanych 26 km/h stwierdzam, że nie jest tragicznie. Coraz mniej także tracę do dziewczyn na szosach - to już nie są długie godziny, wczoraj udało się skrócić ten czas do 50 minut. Może nie jest to jeszcze niesamowity sukces, ale jest progres... ;) Dane wg pomiaru czasu 210 km, 7:55:55, 26,48 km/h Relacja na blogu Relacja Krzysia Galeria
Najpierw dyszka do pracy, później kawałek z pracy (ZNÓW się zgubiłam! Ale chyba wiem, w którym miejscu tym razem popełniłam błąd) i myk! między łąki i pola Po drodze znalazłam ciekawy pałac w remoncie, a za nim muzeum powozów, które chyba będę chciała odwiedzić któregoś razu. Ogólnie po 8 godzinach na nogach w pracy jechało mi się nienajweselej, ale źle nie było.
Jazda miastem (nawet przedmieściem) w godzinach szczytu iw deszczu nie sprzyja niestety rozwijaniu zawrotnych prędkości. Korek, deszcz, ale nogi rozruszane chociaż trochę. Było im to już potrzebne.
Jeszcze przed samym wyjazdem z Wisły wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy w górę. Ja skończyłam na Salmopolu, bo nogi odmawiały mi dość konkretnie posłuszeństwa. Podjechać, podjechałam, ale niewiele brakowało, a zaczęłabym się czołgać.
Najpierw wystartowałam Krzysia, a później ruszyłam za nim. Przejechałam niemal całą pętlę poza ostatnim podjazdem na Zameczek. Kilkakrotnie zatrzymywałam się, by podziwiać okoliczności przyrody i złapać oddech. Na fragmentach o największym nachyleniu kilka razy stawałam na pedały i pod koniec trasy czułam już mocne zmęczenie nóg. Ale jestem z siebie zadowolona - ani przez moment nie prowadziłam roweru, zatrzymując się na podjeździe byłam w stanie ruszyć, pobiłam swój rekord prędkości (wyprzedzając...koparkę. Później wyprzedzałam jeszcze golfa). Umęczyłam się równo, ale konkretnie dałam nogom do wiwatu. Było pięknie.
Weekendowa wycieczka do Wisły rozpoczęła się od podjazdu pod Salmopol i zjazdu z powrotem. Było fajnie. Ghost mnie nie zabił, ale momentami robiło mi się ciepło. ;) Tym wyjazdem zakończyłam czerwiec wynikiem ponad 1200 km w miesiąc i ponad 4000 km w ciągu pół roku.
Już po przeprowadzce, więc czas zacząć szukać tras na wypady. Na pierwszy ogień - Sobótka. W planach siedemdziesiąt parę km, unikanie przejazdu przez Bielany, dróg nr 35 i nr 8. Do samej Sobótki tak się pozakręcałam, że wyszło mi ponad 50 km - przejazd przez sam środek Bielan i kawałek drogą 35. Parę razy zawracanie, bo GPS próbował mnie wywieść w pole. W dodatku wiał silny wiatr w twarz, więc i prędkość pozostawiała wieeeele do życzenia. W miasteczku usiadłam w kawiarni przy rynku i przestudiowałam mapę wypierając inny wariant drogi - tym razem trafiłam lepiej - tylko przejazd przez drogę nr 8 i 1-1,5 km bruku. W dodatku z wiatrem, więc dużo szybciej. I przez miasto tylko jakieś 6 km, nie 15, jak w drugą stronę. Ogólnie na plus. Następnym razem pomyślę nad zdobywaniem Ślęży :)
Czerwiec to czas rad pedagogicznych w szkołach, więc dziś z Trzebiatowa do Gryfic przez Cerkwicę na rade i po dwóch godzinach powrót tą samą drogą. Cudnie się jechało. Powoli żegnam się ze swoimi stałymi trasami, niedługo przyjdzie mi wytyczać nowe w zupełnie innym miejscu.
Trzebiatów - Kamień Pomorski - Cerkwica - Lędzin - Cerkwica - Trzebiatów i 10 km dokrętki do Czaplina - wjechałam w drogę, która zastanawiała mnie już od jakiegoś czasu - dokąd prowadzi, co zobaczę po drodze? Prowadzi niecałe 2 km od głównej trasy i kończy się za ostatnim domem. Wiedzie między łąkami i polami oraz sporadycznie pojawiającymi się domkami. Ogólnie dziś pod wiatr i z wiatrem, ale przy pełnym słońcu i wysokiej temperaturze nie narzekam. Jechało się dobrze, chociaż na nadmorskich odcinkach ruch był dziś spory.