Miał być wędzony śledź i zupa rybna, ale nie było śledzia, więc zjadłyśmy obiad. I na zupę rybną zabrakło już miejsca. ;) Ot, takie kółeczko z mamą wokół Zalewu Kamieńskiego. właściwie. Taka tam weekendowa wycieczka. Endo mamy
W planach było 20-40 km późnym popołudniem. Cerkwica, Świerzno, nie dalej. Ale na rondzie w Świerznie stwierdziłam, ze jedzie mi się za dobrze - zero wiatru, temperatura powyżej 10 stopni (upał normalnie!), bez deszczu (szok!), że pojechałam dalej i dopiero po kolejnych 10 km zawróciłam do domu. Było fajnie. Pogoda ma się utrzymać, więc jutro trochę dalej.
Hurtem wrzucone trzy dni na rowerach miejskich we Wrocławiu u Marzenki. Wartości właściwie przybliżone i szacunkowe. Kilka refleksji na temat rowerów miejskich, którymi dotychczas się nie poruszałam... Sam system jest wygodny, nie miałyśmy większego problemu z dostępnością stacji, właściwie zawsze były dwa w miarę sprawne rowery, więc luz. Pisząc "w miarę" mam jednak na myśli stan, do którego nie doprowadziłabym nigdy własnego roweru. Kierownica i siodło były całe, nie w kawałkach, a łańcuch wciąż obsługiwał zębatki, po ciemku świeciły lampy. I na tym sprawność niestety czasem się kończyła - przerzutki działały czasem wedle własnego widzimisię, przednie hamulce nie działały albo zaciskały się...podczas skręcenia kierownicy w jedną stronę, opony były (właściwie zawsze) niedopompowane. Czasem problem stanowiło samo wypożyczenie lub oddanie roweru. Codziennej jazdy w taki sposób sobie nie wyobrażam, ale jest to świetne rozwiązanie w naszej sytuacji - gdy czasem odwiedzam Marzenkę i nie mamy ochoty poruszać się komunikacją miejską, a pieszo jednak jest za daleko. Więcej o Wrocławiu niedługo na blogu.