Przed pracą sprawa do załatwienia na drugim końcu miasta, ale dopiero po 10, więc najpierw kierunek Żórawina, później powrót przez Wysoką, ścieżką wzdłuż 5 na Grabiszyn. Powrót przez Móchobór na Klecinę, krótki relaks w tamtejszym parku - pełne słońce - w krótkich spodenkach i koszulce było mi idealnie, a na koniec dojazd do pracy. Wraz z powrotem ponad 50 km... Całkiem spoko - łapię resztki tegorocznego ciepełka.
Pojechałam szukać jesieni. Ciepło, słonecznie, lekki wiatr. Jesień w przyrodzie znalazłam, tę z głowy chociaż na chwilę wygoniłam. Na krótką chwilę, ale to już coś.
Na A4 remont, więc TIRy walą moimi wiejskimi dróżkami, wiatr wali we wszystko, co spotka na swojej drodze - jak wieje w plecy, to spoko, ale jakikolwiek inny kierunek dzisiaj powodował totalny spadek prędkości. Z przodu niemal zatrzymywał w miejscu niektórymi, a na bocznym można było się położyć. Dramat. Dojechałam tylko do Jordanowa, rezygnując z Sobótki.