Powolutku, powolutku wracam na właściwe tory. Dziś pierwsza seteczka w tym roku. Pod wiatr, z wiatrem bocznym, a na koniec bajecznie w plecy. Trochę człowiek zapomniał, trochę się odzwyczaił, ale będzie dobrze, byleby pogoda dopisywała nadal. Był kot z ruszającą się jeszcze myszką w pyszczku, były stada saren i łabędzi na łąkach, żurawie tuż przy drodze, stary niemiecki cmentarz za Golczewem porośnięty ciemnozielonym barwinkiem spod którego wychylały się białe kwiaty przebiśniegów. Asfalt dobry, trasa malownicza, żyć nie umierać. Albo jechać, nie marudzić. I ciepełko, czasem nawet słoneczko, można część warstw w domu zostawić. Pięknie było, oj pięknie... Uczymy się powoli współpracy z Ghostem, coraz lepiej nam to idzie, coraz sprawniej. Już nie obrażamy się na siebie na śmierć, wybaczamy sobie potknięcia i dajemy radę nawet pod wiatr. ;)
Te akurat są oszukańcze - dzień wcześniej złapane na działce mamy. ;) Na trasie te widziałam tylko w prywatnych ogródkach, na łąkach i w lasach jedynie dużo częstsze śnieżyczki przebiśniegi.
Na fotce jest śnieżyca wiosenna :). Roślinka bardzo rzadko występująca na nizinach. Aczkolwiek w zeszłym roku, w czasie świąt Wielkanocnych, trafiłam kilka niewielkich stanowisk na Pomorzu. Gdzie rosły te ze zdjęcia? W okolicach Golczewa?
Zawsze robię, jak mówię. :p Z tętnem mi chyba ostatnio coś przekłamuje - nie przywiązywałabym się do tych wskazań ;) I ŁABĘDZIE - nie bociany, kto jak kto, ale Ty bocianów nie wypatruj :D