Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:1022.85 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:44:39
Średnia prędkość:22.91 km/h
Maksymalna prędkość:56.00 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:39.34 km i 1h 43m
Więcej statystyk

Zgodnie z planem - 100

Niedziela, 20 sierpnia 2017 · Komentarze(1)
W planie na dziś miałam poranek z Marzenką i małe obżarstwo, a po południu do Sobótki i objazd trasy "Ślężańskiego Mnicha". Tym razem Ślęża nie pokrzyżowała moich planów i wszystko się udało - dojazd i powrót bez pomyłek, niewielki deszczyk dopiero przed samym wjazdem do Wrocławia, miejscami trochę wietrznie, ale luz - do tego przywykłam jeszcze nad morzem. Jestem zadowolona. 

Praca i po pracy

Sobota, 19 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Dojazd do pracy i powrót z małą dokrętką do Żórawiny, myślałam o dłuższym dystansie, ale się zachmurzyło i zanosiło na deszcz. Jutro jadę więcej! :)

Praca

Czwartek, 17 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Do pracy i z pracy. I montowanie pralki w mieszkaniu. Działa! 

Powrót do domu

Wtorek, 15 sierpnia 2017 · Komentarze(1)
Po wczorajszej wywrotce stwierdziłam, ze powrót rowerem do Wrocławia chyba nie jest tym, na co mam ochotę. Wobec tego po obiedzie ruszyłyśmy z mamą do Jeleniej Góry na dworzec PKP, gdzie wsiadłam w pociąg do Wro. W planach był dojazd do Głównego i powrót przez miasto, ale gdy kilkoro dzieci zaczęło płakać kanonem z każdej możliwej strony zwątpiłam i wysiadłam na Zachodnim, skąd wróciłam do domu. 
Rekord prędkości na zjeździe spod domu mamy. :D Do pobicia, jak nauczę się go na pamięć.

Do Mamusi!

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 · Komentarze(2)
W poniedziałek na 6 do pracy, więc od 14 druga część długiego weekendu. Krzyś miał inne plany, więc ja uznałam, że odwiedzę mamusię. Zaraz po pracy wsiadłam więc na rower (inny niż w planach - miałam jechać Ghostem, ale przy ostatnim pompowaniu chyba ostatecznie uszkodziłam wentyl w tylnej dętce i zeszło z niej całe powietrze) i ruszyłam w stronę Gór Izerskich. Trasa wraz z porannym dojazdem do pracy wyniosła niecałe 150 km, więc wcale nie tak dużo, ale nie pamiętam już kiedy ostatnio zrobiłam taki dystans rekreacyjnie. Pierwsza połowa, do Jawora, szła mi całkiem zgrabnie, prędkości mimo wagi roweru i topornych opon nie były dramatyczne. Problem zaczął się po wjeździe w Góry Kaczawskie - prędkość coraz bardziej spadała. Do tego te tereny pełne są dróg, które kłamią - wydaje się człowiekowi, że jest dupa wołowa i jedzie po płaskim jakąś dramatycznie niską prędkością, a później obraca się do tyłu, patrzy na tę drogę i widzi, ze ostatnie, co można o niej powiedzieć, to to że prowadzi po płaskim. Kilkakrotnie trafiłam na podjazdy o 11% nachyleniu, jak informowały znaki drogowe, raz GPS wywiódł mnie na szutrowy zjazd, ale ogólnie nie było źle. Aż do Jeleniej Góry... Z pracy nie zabrałam wiatrówki, więc zaczęło robić mi się zimno, w twarz świeciło mi zachodzące słońce, pilnowałam trasy przejazdu i byłam jakaś taka rozkojarzona... W efekcie wjechałam w lampę, którą ktoś w swoim geniuszu zaprojektował na ścieżce rowerowej. Szarą. Spory kawałek od brzegu. W efekcie zaliczyłam efektowną glebę - nie wiem jak, ale dość mocno nadwyrężyła mi ona barki i ramiona (możliwe, że jest to efektem wyrwania mi kierownicy z rąk podczas zahaczania o słup) i wylądowałam na wznak na plecach (tych nie obiłam prawdopodobnie dzięki plecakowi). Jak już wylądowałam, to właściwie nie chciało mi się wstawać. Ale podniosłam się, skorzystałam z przymusowej przerwy, zjadłam coś słodkiego i ruszyłam dalej. Na każdej nierówności, krawężniku i studzience widziałam wszystkie gwiazdki spowodowane bólem lewego ramienia. Do głowy przyszło mi nawet dzwonić po mamę, ale uznałam, ze jestem już na tyle blisko, że prędzej ja dojadę do domu, niż ona się ogarnie z dojazdem autem. 
Do Gierczyna na górkę dojechałam już całkiem po ciemku. Czekało na mnie ognisko, gorąca kąpiel i pościelone łóżko. 

Na wycieczkę!

Piątek, 11 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Wolny piątek, kierunek Sobótka, czasu dużo, po drodze przystanek w pobliskim serwisie na dopompowanie kół (pompką z decathlonu mogę sobie niestety najwyżej lakier na paznokciach suszyć). Trasa ja zwykle - w ciemno, na zasadzie "chyba tam". I takim to sposobem za Jordanowem wyjechałam sobie na krajową 8 ze zdziwieniem stwierdzając, że Ślężę mam już właściwie z tyłu. No to w tył na lewo, wracamy! Do samej Sobótki nie dojechałam, bo nad Ślężą zaczęło się błyskać, więc tylko przejechałam za Świątniki, zrobiłam zdjęcie i pognałam do Wrocławia, byleby uciec przed tym chmurzyskiem. Pogoda dziwna. Deszcz, słonce, wiatr, chmury, słońce i deszcz na raz... Masakra. Ale fajnie, fajnie.... 

praca

Czwartek, 10 sierpnia 2017 · Komentarze(0)

na szybko

Środa, 9 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Po pracy przekręcone do Żórawiny i powrót inną drogą, łącznie niecałe 20 km ponad dojazdy. Ale na trasie na kilka km złapałam się na koło szosóweczce (Adze) i pocisnęłam ponad 30 na góralu. Ładnie szedł, powoli sobie przypominam frajdę, jaką daje jazda tym wielkim rowerem. 

Spacerek (z) Bestią

Wtorek, 8 sierpnia 2017 · Komentarze(1)
Po dłuższej przerwie ruszyłam w końcu górala. Moje czternastokilogramowe (+/-) maleństwo wymagało z tego powodu wczoraj wyczyszczenia, nasmarowania i dopompowania. Dziś rano zamontowałam jeszcze uchwyt do przedniej lampy i ruszyłam na 9 godzin do pracy. Po pracy pętelka po wioskach, ale tym razem w przeciwnym kierunku niż dotychczas. Do zachodu słońca wiało, później przestało. Było fajnie!